środa, 25 stycznia 2012

15 lat minęło: nie sądziłem, że mnie tu umieszczą... a jednak!

Napomykałem już o tym półgębkiem raz czy dwa. Dziś mogę powiedzieć oficjalnie. Bezdomne wampiry już są! Co ciekawe, nowy album Tadeusza Baranowskiego (z moim skromym udziałem) ujrzał światło dzienne (czy też blask księżyca) dokładnie 15 lat po pewnej studniówce podczas której wydarzył się dramat.
Dramat miał, o ile dobrze pamiętam, trzy akty i improwizowany finał, który wymknął się nam, twórcom spod kotroli. Tak staraliśmy się, by miał coś z klasycznych filmów gangsterskich, a podobno wyszło coś a la (fiu fiu) Kantor. Cóż, tak to bywa z artyściątkami.

Co najciekawsze w kontekście dzisiejszego newsa, dzięki kilku cytatom z... Baranowskiego, woda sodowa lała się w rzeczonym dramacie strumieniami. A my pławiliśmy się w tych strumieniach z dziką rozkoszą i bawiliśmy się świetnie. Jak bawiła się publiczność nie widziałem dzięki oślepiającej lampie umieszczonej przebiegle na wysokości moich oczu. Tak, żeby dobrze się pracowało mistrzowi  vhs, który niestety to wszystko nakręcił.

Ostatecznie dramat miał tylko jedno wykonanie, a więc w kategoriach broadwayowskich był, co tu dużo mówić, klapą.


ps. Na zakończenie zaprezentuję ówczesną świerzynkę, dzięki której na moim garniturze zniosłem do domu cały kurz z parkietu auli lubelskiego PLSP. 

Brak komentarzy: